Dlaczego tu jesteś?
Są tylko dwie możliwe odpowiedzi. Google coś poknociło i wysłało Ciebie na tą stronę, lub szukasz pewnych specyficznych informacji.
Obecnie usługi i przemysł mają tylko jeden cel – zarobić. Aby tego dokonać, co wydaje się rzeczą naturalną, muszą zejść z ogólnie rozumianą jakością, albo podnieść cenę. W pierwszym scenariuszu „firma” ogranicza jakość wykonania, gorsze materiały i cała masa innych zabiegów, aby ograniczyć koszt wyprodukowania. Potem tylko ładne opakowanie, kolorowe gazetki jakie to jest „och i ach”. Pełne półki we wszystkich znanych marketach. Druga droga do sukcesu jest całkowitym zaprzeczeniem pierwszej. Materiały są bardzo dobre, użyty osprzęt wykonany z najwyższą starannością. Precyzja, dokładność i pełne przemyślenie w najmniejszym detalu. Jest tylko jedno ale, … cena. Za taki produkt trzeba dużo zapłacić.
Co jeżeli już masz dość marketowych produktów, które są tak zbudowane, aby zepsuły się dwa tygodnie po wygaśnięciu gwarancji? Irytuje Cię tandeta, a na porządny towar nie chcesz wydawać kosmicznych sum. Czasami zastanawiasz się, czy sprzedawcy (producenci) po sprzedaniu „tego czegoś”, chcą już kupić pół miasta, czy dorównać zarobkom szejkom z Dubaju. No to nie pozostaje nic innego, jak zrobić coś samemu. Tak – samemu. Kosztem własnej pracy zyskujemy jakość i znacznie niższą cenę. Niestety, aby osiągnąć dobrą jakość, trzeba posiadać narzędzia, wiedzę i odrobinę zdolności manualnych. O ile drugie i trzecie, można wyćwiczyć i zdobyć, chociażby z Internetu, to narzędzia, już gorzej. Ale nic straconego, zawsze jest jakieś rozwiązanie.
Może pisząc te teksty pomogę komuś w jego projekcie. Może ktoś zdecyduje się na podjęcie własnego. Albo wręcz odwrotnie – zrezygnuje. Wiele urządzeń i instalacji nie są wahadłowcami, nie latają na księżyc, a sama budowa i zasada działania jest banalnie prosta. Owiana wielką tajemnicą producenta, tajemna moc, jest zwykłym pudłem z kilkoma przewodami. Naturalnie znajdą się osoby, które stanowczo powiedzą, że nie, to nie ma prawa działać. „Samoróby” to tylko wyrzucanie pieniędzy w błoto, a jedyna słuszna droga, to iść i kupić coś z górnej półki. Mogą pojawić się głosy, że Twój pomysł jest do bani, a trzeba zrobić to „tak”. Bardzo, często słucham takich wypowiedzi, bo czasami faktycznie, robię coś źle, a czasami utwierdzam się, że moja droga jest słuszna.
Warto słuchać innych i uczyć się na błędach. Tak, na ich błędach.
Dobra, to wszystko tak na rozgrzewkę. Zacznijmy od początku. Mój projekt będzie dotyczył wentylacji mechanicznej w mieszkaniu/małym domku. Nie będę rozpisywał się o ustawach, paragrafach i normach, jak to ma być zrobione. Nie mówię, że jestem „guru” w tym temacie, nie chwalę się, że zrobiłem to jako pierwszy. Moje wykonanie będzie na takim poziomie, na jakie mogę sobie maksymalnie pozwolić. Aaaa jeszcze jedno. Tekst zawiera lokowanie produktu, czy jakoś tak. Będę pisał, że użyłem materiałów, takiej, a nie innej firmy. Nie chodzi tu o reklamę, a jedynie wskazanie możliwości rozwiązania. Decyzja o zakupie czegokolwiek jest Twoją suwerenną decyzją.
To zaczynamy.
Pierwsze pytanie: Po co mi ta mechaniczna wentylacja? Odpowiedzi w necie jest kilka, a nawet kilkanaście. „Bo jest lepsza od grawitacyjnej”, „Bo jest ekologiczna” – to takie modne teraz, „Bo można zaoszczędzić na ogrzewaniu”, itp. Moje „Bo” jest takie: „Bo nie działa prawidłowo wentylacja grawitacyjna”, a z resztą się zobaczy.
Rodzina: 2 dorosłych, 2 dzieci. Mieszkanie 85 m2, 4 pokoje, łazienka z wc, w salonie aneks kuchenny. Nad mieszkaniem nieogrzewane poddasze. Strych raczej niski. W najwyższym miejscu można stanąć wyprostowanym. Dach spadzisty, to przechodząc na boki, trzeba się schylać. Strop nad mieszkaniem, ocieplony. Okna plastikowe z zamontowanymi nawietrznikami. Kratki wentylacyjne w salonie i łazience. Okap w kuchni wpięty w pion wentylacyjny, każda kratka ma oddzielny kanał. Budynek ma trzecią zimę za sobą. Ogrzewanie gazowe, piec dwufunkcyjny z zamkniętą komorą. Grzejniki tradycyjne z termostatami na zaworach.
Pierwsza zima. Spalanie gazu tragiczne, 170 m3 miesięcznie. Na oknach wiecznie skroplona woda. Rano na parapetach kałuże. No nic. Tynki muszą wyschnąć, bloczki pewnie też na placu nie stały pod dachem, to tej wody jest tam sporo. Rodzina preferuje temperatury nieprzekraczające 20‘C, więc nastawione było na 19, sporadycznie 20. Wilgotność ok. 80% Nawiewy w oknach otwarte ma maxa. Właściwie nigdy nie są regulowane. Aby nie dopuścić do zagrzybienia mieszkania, to co chwilę wietrzenie. Dzieci pod koc, okna na oścież i 5min przeciągu. Wilgotność spadała do 60%.
Druga zima. Sytuacja właściwie podobna. Jedynie co, to spalanie gazu spadło do ok. 150 m3 i okresy między wietrzeniami trochę się wydłużyły. No i to dało mi do myślenia, że coś tu jest nie tak. Okazało się, że cug w kanałach wentylacyjnych jest znikomy lub czasami wcale go nie ma. Nieocieplony, krótki komin nie potrafił wytworzyć przepływu powietrza na odpowiednim poziomie. Postanowiłem coś z tym zrobić. To wieczne wietrzenie jest trochę uciążliwe. Wentylator, no tak, ale jaki, za ile i gdzie. Przeglądając linki wypluwane przez wyszukiwarkę, trafiłem na forum muratora. Jest tam wątek, o rekuperatorze zrobionym własnoręcznie.
(http://forum.muratordom.pl/showthread.php?57886-Rekuperator-quot-tymi-r%C4%99cami-quot-robiony)
Pierwsze posty były tam sprzed dziesięciu lat. Przeczytanie tego zajęło mi blisko 2 tygodnie. Na koniec powiedziałem: „No tak, ludzie to robią, składają i działa, to ja nie dam rady?
Założenia:
- Wentylacja ma być nawiewno-wywiewna z rekuperacją (taka Eko moda na rekuperator).
- Ma być ekonomiczna (dobrze jak podczas eksploatacji nie będę dokładał do tego).
- Ma być cicha (dobrze jak w nocy nie będzie mi to buczało nad głową).
- Ma być w pełni sterowalna i programowalna (archiwizacja danych do przyszłej analizy opłacalności).
- Ma być tania (może być też droga, jak ktoś się dołoży).
Chcę mieć takie coś! Pierwsze, to oszacowanie ile takie coś może kosztować. Wysłanie na szybko maili do 2 przypadkowych firm o wycenę. Cena zabijała samą ilością zer przed przecinkiem, nie mówiąc o cyfrze z przodu. Oczywiście „Oni” mają ZUS’y, podatki, wypłaty dla pracowników i jeszcze muszą zarobić, to i cena musi być pokaźna. Mnie osobiście nie stać na takie coś, ale jak ktoś woli, to czemu nie.
Przyjęcie budżetu na własnoręczne wykonanie: 2500-3000 zł.
Prace podzieliłem na kilka etapów. Postaram się, najlepiej jak umiem, przekazać informacje o każdym z nich. Proszę nie traktować tego jako wyroczni. To jest jedno z wielu możliwych rozwiązań. Czy najlepsze, czy może tylko dobre, a może będzie to jedna wielka klapa? Plan jest taki, że na jesień wstawię tu wykresy, ile to kosztowało, ile oszczędzam lub dokładam. Co poszło nie tak, co zrobiłbym inaczej.
Następnym razem opiszę jak to wszystko wstępnie oszacować, dobrać wentylatory, przewody i serce rekuperatora – wymiennik.
Grzegorz M.